Varanasi jest stanem umysłu! Po pierwszych minutach zetknięcia się z tym miastem, ta sekwencja nasunęła się z automatu. Chociaż w rzeczy samej umysł nie daje sobie rady w tym miejscu. Mam wrażenie, jakby nie przyswajał tego na co patrzy. Widzi, ale przechodzi obłąkany między nimi, pomiędzy tym wszystkim, a wszystko przesuwa się jak klatka po klatce w filmie o Varanasi. Wygląda to dokładnie tak samo jak w tych reportażach, które oglądałem godzinami, przygotowując się do spotkania z tym miastem, z tym stanem umysłu.
Mogę porównać Varnasi do obłąkanego człowieka, którego chyba nikt oprócz najbliższych nie jest w stanie zrozumieć. Może tylko stanąć z boku i obserwować, a jeśli jest silny mentalnie to ma szansę podejść bliżej. Ja podszedłem tak blisko jak tylko mogłem, choć przyznaję, że to nie było dla mnie łatwe. Borykałem się z takim samym trudem jak przy wyborze zdjęć, które chcę pokazać. To mój najtrudniejszy wpis, z którym przyszło mi się zmierzyć, bo jak słowami to opisać. Wahałem się przez chwilę, aby nic nie pisać, tylko pokazać zdjęcia, bo one mogą powiedzieć więcej niż tysiąc słów…
Aby dojść do źródła, trzeba iść pod prąd, doskonale to doświadczyłem idąc w kierunku rzeki. Jeszcze do tego jak w życiu, czasem coś lub ktoś rzuci kłody pod nogi, tutaj ich nie brakowało, te święte krowy nie próżnowały. Do tego jeszcze ta nieskończona ilość ludzi w wąskich uliczkach niczym labirynt zakrzywiający czasoprzestrzeń. Nie wiem jak długo trwała moja droga do celu, ile razy przechodziłem koło tych samych drzwi. Prawie każdy krok to przeciskanie się miedzy krowami i mieszkańcami, ocierając się w ten sposób o ich codzienność. Czułem się jak w jednym z tych filmów reportażowych o których wspominałem. Tym razem ja też w nim brałem udział, choć nie byłem bohaterem, tylko statystą uzupełniającym tło.
Mijałem też starannie poukładane drewno, które na początku nie wzbudzało zdziwienia, nasze drzewo kominkowe też potrafią ładnie układać. Wiem, że to ma inne przeznaczenie, mimo, że te również się waży. Idę dalej, choć nie raz wyprzedzali mnie ci, dla których była to ostania droga…
Dotarło do mnie, że to nie to Varanasi jest mi obce, tylko ja jestem obcy i nie będę w stanie tego pojąć. Jak przyswoić to co kontrowersyjne, niezrozumiałe. Nie było łatwe. Byłem blisko, patrzyłem, nie analizowałem, tylko się przyglądałem. Zaniemówiłem, ale byłem spokojny, bo wiedziałem, że przyjdzie czas, kiedy będę dużo mówić o tym miejscu. Będę kiedyś opowiadać o emocjach, które mi towarzyszyły patrząc na to wszystko. Póki co- milczę słowami, opisuję zdjęciami.
Zdecydowanie to miasto jest kwintesencją Indii. To miejsce pokazuje jak jest, że wszystko jest w jednym miejscu, nic nie jest normalne i oczywiste dla obcych. Przeplata się życie ze śmiercią, przyjemny zapach z odrażającą wonią. Niepowtarzalne smaki kuchni tuż przy krowich plackach. Można patrzeć się w ten ogień, mając świadomość, że przecież tuż obok niego toczy się ich normalne życie… Jedni robią pranie, drudzy się kąpią, obmywają wodą ze świętej rzeki. Nie zapominając też o tych, którzy ją piją, bo to też ważny rytuał. Tak można bez końca, bo jakieś siedem kroków dalej młodzi mężczyźni mimo, że uśmiechnięci, właśnie wracają z pogrzebu. A jeszcze dalej na chodniku fryzjer ma swój salon. Przechodząc obok tego wszystkiego zdałem sobie sprawę, że takich obrazków nie zobaczę w innym miejscu na świecie. Dobrze, że dotarłem nad brzeg Gangesu, bo jeśli nawet w Indiach byłem pierwszy i ostatni raz to przynajmniej zobaczyłem i poczułem Varanasi.
Codziennie wchodziłem na dach budynku w którym spałem. Na szczęście zrobiłem to już pierwszego dnia, nie mając w ten sposób poczucia, że coś straciłem. Ogólnie tego nie lubię, stanu, kiedy mam wrażenie, że czas przecieka mi między palcami… Korzystałem więc z tych chwil, najlepiej jak mogłem- na obserwacji ich życia, codzienności, która toczyła się na najwyższym poziomie Varanasi. Wiem dlaczego oni tam byli. To jedyne miejsce w całym mieście, w którym widać i czuć przestrzeń, gdzie można oddychać pełnymi płucami. Tym razem nie musiałem chodzić, tylko siedziałem, obracając głową niczym peryskopem w łodzi podwodnej. Zanurzyłem się w obserwacji, widząc trochę moje życie sprzed lat. Latawce, rozwieszone pranie u nas, sąsiadki i w innych blokach. Siedzenie na schodach z Sebą, Marcinem i pozostałą osiedlową bandą. Bez internetu, z papierowym latawcem…
Uwielbiałem na to patrzeć, wiedząc jak trudno już człowiekowi bez pewnych atrakcji, od bycia offline, teraz! tu! „now”!. Oni nie mają lepiej ani gorzej- mają inaczej, po swojemu, takie mają życie, taką codzienność. Inne dla wielu z nas. Mógłbym siedzieć godzinami, choć pewnie po jakimś czasie czułbym, że tracę swój czas…
Bardzo dobra relacja. Mnie to miejsce również zaszokowało. Byłam tak tylko kilka godzin ( z biurem podrózy), nigdy więcej,
pozdrawiam
Właśnie wróciłem z Indii, a wpisywałem się tu 26 stycznia, Waranasi wspominam najlepiej i głównie z łodzi o wschodzie i zachodzie słońca, ale jeśli ktoś ma marzenia aby zobaczyć Indie, a ma wydać na to ostatnie pieniądze, to raczej wtedy nie polecam, turystyczne ten kraj jest zdecydowanie przereklamowany, od atrakcji po jedzenie.Podróż tam to zdecydowanie zobaczenie Indii, a nie urlop, na samych Bałkanach jest sporo więcej miejsc oferujących więcej niż Indie.
Faktycznie zdjęć nie robiłem tak blisko jak autor – ale na żywo wszystko jest na swoim miejscu i z dużo mniejszymi emocjami niż przy oglądaniu zdjęć.
Mi niestety nie wyszły takie fajne zdjęcia :-).
Bardzo ciekawy i inspirujacy blog i przepiekne fotografie. Wybieram sie do Indii w czerwcu 2018, bedzie to wycieczka objazdowa po najbardziej znanych zakamarkach tego kraju.
Bardzo marzylam o podrozy tam na wlasna reke lecz przez opinie innych i tych strasznych opowiesci o tym kraju ze mozna nabawic sie tam jakiejs choroby troche wystraszylam sie i postanowilam zrobic to najpierw z biurem podrozy jako wycieczka objazdowa. Bardzo jestem ciekawa jak wyglada sprwa szczepien, biorac pod uwage ze maja one mase skutkow ubocznych i po samym szczepieniu mozna sie rozchorowac, mam na mysli polio i wzw a i b. Czy trzeba faktycznie sie szczepic czy przy zachowaniu ostroznosci i oczywiscie odpowiedniej higieny nic sie nie stanie, czy mozna jesc tam wszystko czy jednak nalezy uwazac np.na warzywa i owoce?
Bylabym wdzieczna za odpwiedz, powodzenia z dalszymi podrozami i prowadzeniem bloga, jest swietny!
Pozdrawiam
Sandra
Dziękuję za miły komentarz. Jeśli chodzi o szczepienia to ja jestem zwolennikiem ich posiadania. Jeśli mowa o tym, że po szczepieniu można się rozchorować to chyba mamy na myśli efekt niczym grypa, bo organizm może walczyć. Ja robiłem szczepienia jakiś miesiąc przed, aby mieć ewentualny czas na przejście tego. Jednak nigdy tego nie miałem. Poza tym wiele tych szczepień dobrze nawet i mieć w Polsce, choćby nawet wzw a i b. Można być ostrożnym, ale jednak lepiej wydać pieniądze na te szczepienia niż żałować, że się tego nie zrobiło. Tak ja do tego podchodzę 🙂 Pozdrawiam 🙂
Indie powinien zobaczyc kazdy podróznik bo to jest kompletnie inny swiat !
Byłem i jade ponownie.Polecam
Właśnie się waham, aby pojechać sam – a tu taka nowa relacja – waham się przez uzależnienie od transportu publicznego i odległości.
Plan mam niesprecyzowany z Wawy Aeroflotem do Dheli – potem odrazu samolotem do Varanasi – tam 3-4dni i wracać pociągiem zaliczając co po drodze (Orchha np.) i zaliczyć coś z okolicy złotego trójkąta, ale raczej chcę mniej się poruszać, bardziej obserwować pojedyncze miejsca, mam wrażenie że mamy podobno percepcję więc pytam:
1. 2tyg. wystarczą – dłużej,krócej?
2. Bilety na pociąg kupowałeś przez net w kraju, normalnie na dworcu z jakimś wyprzedzeniem, czy w biurach turystycznych?
3. Jadąc sam wolę zabrać gorszy sprzęt foto, starsze lustro, gdyby mi się np. gdzieś przysnęło koło plecaka – czy nie przesadzam z takim myśleniem?
Po ostrości jak brzytwa i GO widzę że brałeś porządne szkła 😉
4.Poproszę twoje top 3 w Indiach, w jakim miejscu warto zatrzymać się na więcej niż 1-2dni?
5.Czym ,jak leciałeś do Indii?
Dziękuję za ta podróż ,w Indiach nie byłam ,ale znam Indie z opowieści mojej mamy i fotek które robiła będąc w Indiach jak ja byłam jeszcze małą dziewczynką.
Jeśli kiedyś poczujesz, że chcesz tam pojechać to nawet się nie wahaj ?
Indie zdecydowanie bardziej się czuje niż widzi. Ten zapach i decybele, ciągłe skupienie, żeby ktoś w nas nie wjechał. Ani na chwilę nie można się wyłączyć. W Varanasi nie byłam, ale zdjęcia mi wszystko mówią. Jedno spojrzenie i wracam tam, bardzo dobrze uchwyciłeś klimat.
Ciągłe skupienie… też miałem takie uczuciu. Cieszę się, że mogłem choć trochę pokazać Ci za sprawą mojej fotografii trochę Varnasi. Uchwyciłem jak mogłem.
Niesamowite zdjęcia! Szczególnie to ze starszym (?) człowiekiem w pomarańczowym stroju i zielonych japonkach. Kiedyś bardzo chciałam odwiedzić Indie, zobaczyć właśnie takie całkiem odmienne od naszego życie, ale teraz nie wiem, czy potrafiłabym od tak tam pojechać. W dzieciństwie grałam w taką grę komputerową z Różową Panterą i między innymi trzeba było „odwiedzić” Varanasi. I dziwię się teraz, patrząc na zdjęcia, jak wiele oddały te komputerowe rysunki, a sądziłam, że taka gra będzie bardzo mijać się z rzeczywistością.
Mnie przeraża widok tych ludzi, którzy często muszą żyć w potwornych warunkach. Nie wiem, czy mogłabym patrzeć na to bez zastanawiania się non stop nad ich losem.
Przyznaję, że patrzenie na to nie było tez łatwe dla mnie. Dla wielu widoki mogą być przerażające. Tam tak jest, dokładnie jak na tych wybranych zdjęciach. W sumie chyba mogę napisać, że jest jeszcze gorzej, bo wiele zdjęć nie byłem w stanie pokazać. Za bardzo szokują. Miło mi, że zdjęcia moje spodobały się również Tobie.
Seria z dachu jest świetna, a moje ulubione to Hinduska strzepująca obrus (sari?), a na drugim miejscu zdjęcie Sadhu.
Gdy oglądam zdjęcia z Indii mam straszną ochotę zobaczyć to na własne oczy, ale chyba jeszcze nie dorosłam do Indii. Coś mnie blokuje, trochę mnie przerażają. Jednak gdybym już miała jechać to napewno Varanasi byłoby obowiązkowym punktem. Może za kilka lat 😉
Miło mi, że podobają Ci moje zdjęcia. Musze zdradzić, że z dachu, jak również z całej podróży po Indiach mam jeszcze wiele ciekawych zdjęć. One jednak czekają na swoją premierę podczas wystawy fotograficznej, którą planuję na kwiecień. Jeśli jeszcze nie dorosłaś do Indii to zdecydowanie poczekaj. Ja tak właśnie zrobiłem 🙂
Fotografia to mój sposób na życie i największa pasja. Przywożę piękne zdjęcia z podróży, dalekich i bliskich. Na co dzień towarzyszy mi fotografia ślubna, reportażowa i komercyjna. Charakter i klimat zdjęć idą w parze z moją osobowością. Dobry fotograf umie patrzeć na świat i dostrzegać piękno tam, gdzie pozornie go nie widać, a z połączenia pasji, wiedzy i wrażliwości powstają najlepsze zdjęcia.