Po ostatnim spotkaniu Oderwanego w Szarej Wili, otrzymałem propozycję w sprawie artykułu w sobotnim wydaniu gazety NTO. Ucieszyłem się, bo jakby nie patrzeć, to jest to miły akcent. W końcu lubię się dzielić swoimi doświadczeniami, zarażać innych do podróży, do realizacji swoich marzeń. Sam tytuł artykułu zaprasza do działania a treść przekonuje do tego, że można to zrobić 🙂
Tak. Zobaczyłem gdzieś zrobione na Sri Lance zdjęcie wędkarzy siedzących na kijach. Spodobało mi się i chciałem zrobić podobne, w tym samym miejscu. Wrzuciłem więc fotografię na pulpit komputera, aby codziennie patrzeć na to zdjęcie. Taki mam sposób. (…) Na Sri Lance sfotografowanie wspomnianych wędkarzy było moim celem numer jeden. Drugim było spotkanie kobiet na plantacji herbaty, ale nie podczas zorganizowanej wycieczki. Chciałem to zrobić sam. Tak też się stało. Dotarłem tam na własną rękę. Potem – niesamowita historia- razem śpiewaliśmy, ja pomagałem nosić worki z herbatą, pokazywałem zdjęcia z Polski. Dzięki temu udało mi się zbudować wyjątkową relację, a potem zrobiłem im wyjątkowe zdjęcia. Kolejnym moim celem było uczestniczenie w sesjach zdjęciowych par ślubnych na Sri Lance, w Tajlandii w Malezji. Dlatego jak tylko kupiłem bilet zacząłem się kontaktować w miejscowymi fotografami proponując im takie „łączone” sesje. Godzili się bardzo chętnie, a i pary cieszyły się tego, że zdjęcia robi im biały fotograf.
Jak w bajce. Za każdym razem miałem wrażenie, że fotografuję parę z baśni „Tysiąca i jednej nocy”. Byłem na jednym plenerze, na który przyszło chyba z 10 osób, oprócz młodych jeszcze świadkowie i dzieci, wszyscy w kolorowych strojach. Każda z tych sesji to historia. Innym razem w Malezji fotograf specjalnie ustawił nas tak, żebyśmy mogli wjechać na Kuala Lumpur Tower i tam robić zdjęcia młodej parze.
Dla mnie najważniejsze w podczas podróżowania są relacje jakie nawiązuję z ludźmi, których spotykam po drodze. Robię to przy pomocy uśmiechu, właśnie pokazywania zdjęć rodziny, Opola, polskich gór, morza…. No i w torbie mam ze sobą zawsze Żołądkową „rudą” bo niezmiennie robi furorę, oraz paczkę papierosów Mocnych – choć sam zwolennikiem palenia nie jestem.Papierosy zabieram też w razie gdyby potrzebna była gdzieś łapówka. Mam jednak taką zasadę, że nigdy nikogo pierwszy nie częstuję niczym. Nie chcę, żeby ludzie czuli, że próbuję ich przekupić dla zdjęcia. Kilka razy zdarzyło mi się, że ktoś chciał od mnie „one dolar” za foto, ale ja w coś takiego nie wchodzę.
Wykluczając Singapur i Japonię jest naprawdę przystępna cenowo. Spanie z wyjątkiem Birmy, gdzie za noc płaci się około 30 dolarów to wydatek 15-30 zł, obiad 3-5 zł, komunikacja też kosztuje grosze. Wyprawę można zorganizować z naprawdę z niskim budżetem. Całkowity koszt mojej podróży to niecałe 9 tysięcy, z czego ponad pięć wydałem na bilety. Przy czym pewno gdybym od razu kupił bilet tam i z powrotem zapłaciłbym mniej.
To samo pytanie padło na spotkaniu podróżnikiem ze świętej pamięci Kacprem Ćwikło-Gotyckim, na którym kiedyś byłem. On powiedział, że trzeba każde 5 zł wrzucać do skrzynki. I ja od tego czasu robię tak samo. Kiedy widzę „piątkę” to nawet będąc głodnym jej nie wydam. Jestem uzależniony od Prince Polo orzechowego, ale nie kupię go w sytuacji gdybym musiał rozmienić 5 zł
Chyba tak samo jak miejscowym. Nigdy nie zdarzyło mi się, że ktoś chciał mnie oszukać, czasem może naciągnąć. Może to dlatego, że biały często jest kojarzony z pieniędzmi. Doświadczyłem tego gdy jeden chłopak pomógł mi w poszukiwaniach hotelu po tym jak w nocy znalazłem się w pewnej miejscowości. Woził mnie do samych najdroższych, nie dlatego, że to był dla niego jakiś interes. Zwyczajnie uznał, że biały może spać tylko w takim miejscu. Raz dzięki temu, że jestem biały skorzystałem z hotelowego basenu. Wszedłem tam po prostu jak gdyby nigdy nic, z ręcznikiem przewieszonym przez ramię. Nikt nawet nie zapytał, kim jestem. A co do naciągaczy to i na nich jest kilka sposobów. Po pierwsze udaje się, że się nie zna angielskiego i po prostu gada się z gościem po polsku. Inna metoda to mówić, że jest się z Chile, oni nie wiedzą, co to za kraj i odpuszczają. Sprzedał mi to jeden Chilijczyk.
Fotografia to mój sposób na życie i największa pasja. Przywożę piękne zdjęcia z podróży, dalekich i bliskich. Na co dzień towarzyszy mi fotografia ślubna, reportażowa i komercyjna. Charakter i klimat zdjęć idą w parze z moją osobowością. Dobry fotograf umie patrzeć na świat i dostrzegać piękno tam, gdzie pozornie go nie widać, a z połączenia pasji, wiedzy i wrażliwości powstają najlepsze zdjęcia.