A gdybym otwarcie powiedział, że nigdy nie dążyłem do technicznej perfekcji, a mocno trzymałem się zasady, że dobre technicznie zdjęcie bez emocji nie wyrazi mnie i tego, co czuję? Bez przyspieszonego bicia serca, bez radości i wzruszeń. To nie jest hipokryzja, tu nie ma miejsca na opcję, że co innego mówię, co innego robię, a co innego myślę. Od początku wiedziałem też jeszcze jedno: jeśli nie wchłonę wiedzy i nie sprawdzę dokładnie, jak powstaje obraz, to nigdy nie będę mógł świadomie robić zdjęć. Fotografii, którymi będę mógł wyrazić siebie. Godzinami wpatrywałem się w prace moich mistrzów, zadając sobie pytanie: „Dlaczego moje zdjęcia nie wyglądają tak samo?” Automatycznie nasuwała się odpowiedź: „On ma lepszy sprzęt”. Na szczęście na początku mojej drogi nie było mi dane posiadać bardzo dobrego sprzętu. Dziwnie to zabrzmi, ale mogę powiedzieć, że dzięki temu dużo zyskałem, bo brak świetnie wyposażonego aparatu i najlepszych obiektywów pobudził mnie do zadawania sobie pytania: „Jak to jest zrobione?” i chęci nauki od podstaw, nawet jeśli miałoby to długo trwać.
To były godziny siedzenia przy aparacie, a tryb automatyczny wyłączyłem pierwszego dnia. Wiedziałem, że to będzie dobra decyzja, a wysiłek włożony w pracę przyniesie kiedyś efekt. Będą porażki, chwile słabości i chęć, by choć na chwilę ustawić aparat na ikonkę „A”. Siła i konsekwencja. Trzymałem się kurczowo zasady, że droga do celu może dać więcej niż jego osiągnięcie, bo w dążeniu będę mieć szansę poznać i zrozumieć nadrzędne reguły fotografii i obserwować, jak wybór ustawienia aparatu ma wpływ na końcowy wygląd zdjęć. Dążyłem do świadomej fotografii, gdzie to ja pierwszy miałem wiedzieć, co chcę dostać, a nie otrzymać to, co zrobi mój aparat. Walczyłem godzinami, poznając ekspozycję, głębię ostrości, migawkę. To warsztat, który nauczył mnie świadomego wykorzystania wszystkich niezbędnych elementów, które wpływają na efekt końcowy.
Wziąłem aparat, statyw i gorącą herbatę w termosie. Powiedziałem, że wrócę do domu, kiedy zrobię nocne zdjęcie, z którego będę zadowolony. Będę klęczeć na śniegu i marznąć, ale zrobię fotografię, z której będę dumny jak paw. Byłem dzielny w swych naukach, choć dalej nie mogłem jeszcze pojąć, gdzie robię błąd, gdzie są te piękne gwiazdki na lampach i dlaczego mój śnieg nie jest biały. Trzymałem się jednak zasady, że wina nie leży po stronie aparatu, tylko że parametry, które ustawiałem, nie spełniają wymogów otrzymania tego, co osiągają inni, którzy są dla mnie wzorem. Nie poddawałem się wiedząc, że ta nauka nie pójdzie w las, wierząc, że przyjdzie ten dzień, a nawet noc, kiedy mój aparat zrobi zdjęcie takie jak ja chcę, a wszelkie poruszenia i rozmycia będą zamierzonym, świadomie zaplanowanym efektem.
To jest petarda rozwoju mojej fotografii. Czas, kiedy zdjęcia z wakacji stały się fotografią podróżniczą. Przeglądam dziś moje stare fotki z podróży, te sprzed dobrych piętnastu lat. Widzę jak dużo się zmieniło. Czy zmienił się punkt siedzenia? Nie, ale punkt widzenia – zdecydowanie. Mógłbym nawet rzec, że pokazuję światu zdjęcia pogrążające moją przeszłość. Spokojnie, Stachowiak, ty też zaczynałeś od zera. Przyglądam się z niedowierzaniem. Niemalże te same miejsca i widoki, a nagle coś znika, a inne się pojawia. Co stało się z głównym bohaterem zdjęcia, co sprawiło, że już nie potrzebuję siebie w kadrach? To, że mnie nie ma na tych zdjęciach, nie zmienia stwierdzenia: „tam byłem, tu byłem”, a może jednak zmienia? Teraz mogę powiedzieć: „to widziałem, tak widziałem”. Dzisiaj pokazuję, jak widziałem miejsce, do którego dotarłem. A może powinienem się usprawiedliwić, że kiedyś dla jednego osła z Polski ten drugi osioł z egzotycznego kraju to było coś niesamowitego? Tylko winny się tłumaczy!
Czy to ma coś wspólnego z rozwojem w fotografii? Nie szukam odpowiedzi. Wiem jednak, że ludzie zawsze mnie interesowali, szczególnie Ci, którzy byli i są dla mnie obcy, inni kulturowo. Kiedyś przyglądałem im się z daleka i bardzo bałem się do nich podejść. Przyszedł czas, kiedy potraktowałem swój strach jako sprzymierzeńca. Postanowiłem razem z nim podchodzić bliżej. Zastanawiam się, czy tego można się nauczyć, czy bardziej odkryć w sobie, że mogę to robić? Dzisiaj jest to już nieważne, bo teraz jestem już zawsze blisko nich. To daje mi możliwość zrobienia dokładnie takiego zdjęcia, jakie chcę lub takiego, na które pozwoli mi mój bohater. Zmieniło się to, że kiedyś tylko obserwowałem, a dzisiaj jestem bliżej. Blisko nie tylko fizycznie, ale i mentalnie a to podstawa do otrzymania zaufania i choćby jednego spojrzenia w mój obiektyw.
Światło w tworzeniu zdjęcia to podstawa, tę wiedzę posiadałem już dawno. Hmm, a co zrobić kiedy jest tego za dużo i to zdecydowanie? To było jakieś dwanaście lat temu, kiedy tworzyłem zdjęcie do nagrody WORLD PRESS PHOTO. Czułem to, kiedy spust migawki pracował niekończącą się serią. Zaintrygowany i pobudzony hałasem z zewnątrz, wybiegłem co sił z ciemnej, pozbawionej okien beduińskiej chaty. To był ryk rozwścieczonego dromadera i okrzyki ludzi, którzy próbowali uspokoić zwierzę. Kiedy ujrzałem scenę niczym z filmu akcji, nie odrywałem oka od wizjera, nie mogłem tego stracić, to przecież miało to być moje zdjęcie życia! Robiąc zdjęcia, oczami wyobraźni widziałem, jak odbieram statuetkę w kategorii: „Reportażowe zdjęcie roku”. Wystarczyło odstawić oko od wizjera, aby zorientować się, że to jednak nie to, a moja wizja odebrania nagrody życia rozmywa się niczym światło na moich zdjęciach. Pojąłem, że droga do świadomej pracy z aparatem jest jeszcze daleka. To był kubeł zimnej wody. W sam raz na ten upalny dzień…
Choć zdjęcie sprowadziło mnie na ziemię, to postanowiłem je sobie zostawić. Schowałem je głęboko, wiedząc, że kiedyś do niego wrócę, aby zobaczyć, jak wszystko się zmieniło…
Przysłona i migawka tworzą idealne pędzle do tworzenia obrazów, a świadome ich wykorzystanie daje zadziwiające efekty. Jednak i to samo nie przyjdzie. Godziny, dni pracy nad sobą samym, szukaniem zależności między jednym a drugim. Wiedziałem, że im lepiej poznam zasady tworzenia, tym moja wyobraźnia dostanie więcej inspiracji do namalowania mojego fotograficznego obrazu. Cierpliwie i konsekwentnie pracowałem nad sobą, aż nadszedł ten moment, kiedy stałem się twórcą. Dzisiaj mogę poruszyć wodę, światło. Bawię się fotografią, decydując o efekcie końcowym, bo czy autobus będzie jechać lub stać, zależy dziś tylko ode mnie.
Dzisiaj mogę tworzyć jak moi mistrzowie fotografii, a przeszkody ku temu sa tylko w mojej głowie. Na szczęście dzieje się tak jedynie przez chwilę, bo kiedy biorę aparat do ręki, wiem, że nie ma rzeczy niemożliwych. Jest tylko droga do celu, do doskonalenia się, będąc świadomym, że nigdy nie osiągnie się ideału. Joe McNally – jeden z moich mistrzów powiedział, że ta podróż nie ma końca. Uczymy się nie po to, by dokądś dotrzeć, ale dlatego, że trzymanie aparatu w ręku sprawia nam radość. To może i dobrze, bo daje szansę, aby nie spocząć na laurach. I pewnie za kolejnych dziesięć lat zajrzę do swojego portfolio i znowu zauważę różnicę.
Bardzo podoba mi się to, co napisałeś. Wiele ludzi kupując lepszy aparat od razu uważa się za profesjonalnego fotografa (najczęściej i tak robiąc trybem auto). Pokazałeś w tym wpisie, że właśnie trzeba spędzić naprawdę sporo czasu, by szkolić swój warsztat! A co najlepsze – patrząc na Twoje wspaniałe zdjęcia, dałeś świetną motywację do pracy 🙂
Zaryzykowałem i dałem te zdjęcia. Nie wszystko zawsze jest ach, ech, najlepsze, choć świat dzisiaj oczekuje tylko tego. PS lubię motywować przez swoją pracę. Cieszę się, ży Ty również tak to odbierasz 🙂 Pozdrawiam.
Bardzo motywujący post, czytając takie opowieści od kogoś kto jest już doskonałym i doświadczonym fotografem jest zdecydowanie bardzo budujące. Też zawsze byliśmy za „szkołą” gdzie zdjęcie musi wyjść dobre w aparacie, a nie fotosklepie. 🙂
Miło czyta się takie wiadomości. Dziękuję serdecznie. Pozdrawiam.
Nie zapomnij w nowym aparacie wyłączyć tryb „automatyczny”, zobaczysz, że nagroda przyjdzie sama 🙂
Na to czekałem, by poznać historię fotografa, który przeszedł tak długą drogę od ucznia do nauczyciela. Podziwiam i liczę na kolejne wskazówki dla amatorów tej wyjątkowej sztuki.
Adam, cieszę się, że jesteś ze mną na mojej drodze. Mam nadzieję, że jeszcze nie jedno zadanie będziemy mogli razem wykonać. Pozdrawiam serdecznie.
Przede mną widzę jeszcze całkiem długa droga, ale pocieszam się, że z każdym zdjęciem jest co raz lepiej 🙂 No i Twoje zdjęcia motywują do dalszej pracy nad warsztatem! Dzięki!
Jeśli wpis może motywować też innych a nie tylko mnie tym bardziej jest mi miło. Ja również nie spoczywam na laurach bo daleka droga i przede mną 🙂
Co ja mogę tu napisać? Poruszył mnie ten tekst, szczególnie, że jak patrzę na Twoje zdjęcia to sobie myślę, ucz się dziewczyno, jeszcze długa droga przed tobą. Ale dobrze wiedzieć, że nie od razu takie mistrzowskie foty robiłeś – jest nadzieja.
Coś mi ostatnio nie po drodze było z projektem 365, ale mnie zmotywowałeś żeby rękawy zakasać. dzięki.
Nadzieja umiera ostatnia więc czekam na zrealizowany projekt 365. Ja też chce się uczyć, bo jeszcze długa droga przez mną. Zrobiłem sobie porównanie, aby zobaczyć gdzie jestem 🙂
W fotografii zdecydowanie najważniejsze są setki, tysiące wykonanych zdjęć i chęć pracy. Aparat nigdy nie zrobi za nas wspaniałego zdjęcia, nawet jak będziemy mieć wypasiony, najnowszy model. Ja co raz chętniej wracam do mojego analoga – daje to świetne podstawy do co raz lepszych zdjęć bezlustrkowcem 🙂
Hanna, jak najbardziej setki zdjęć, jednak ważne aby te zdjęcia były robione właśnie w celu doskonalenia się, a nie kolejne z automatu. Tak ja sobie myślę 🙂 Analog to właśnie warsztat, który daje Ci szansę pracować na każdym sprzęcie. Pozdrawiam serdecznie
A ja jestem na starcie, na początku drogi, bez wapasionego sprzętu i wykształcenia kierunkowego. Spędzam godziny na testowaniu światła, ustawień, na łapaniu biegnącego z prędkością światła modela. Chcę, żeby zatrzymany obraz był idealny w kadrze, w kompozycji itp. Potem pokazuję te zdjęcia znajomemu i pytam dlaczego? jak? A on wrzuca je do Photoshopa i w kilka minut robi „poprawki”… z nieidealnego robi prawie perfekcyjne. Zastanawiam się nad sensem szlifowania warsztatu, może lepiej zająć się obróbką? 😉
Tak jak napisałem, ja również tak zaczynałem. Bez wypasionego sprzętu i wykształcenia. Dla mnie kadr idealny to taki, który mnie przekonuje. Co do odpowiedzi na Twoje pytanie to odpowiedź zostawiam Tobie, czy chcesz być fotografem czy grafikiem 😉
Ale jedno drugiego nie wyklucza, dlatego mamy fotografików 😉 Bułhak dawno temu powiedział: „Przyszedł czas, by i w fotografii polskiej nastąpiło pojęciowe rozróżnienie rzemieślnika i artysty. Nie dlatego, by pomniejszać czy dyskwalifikować rzetelną i fachowa pracę rzemieślnika. Po to, ażeby ustalić gatunkową i hierarchiczną odmienność artysty-fotografa i rehabilitować jego sztukę, zagubioną dotąd, jak ziarnko piasku, w morzu rękodzielnictwa zarobkowego lub snobistycznych zabawek (…)”
Nie każdy rodzi się artystą, tego się nie da nauczyć 😉 Tekst Twój daje nadzieję, każdemu początkującemu, ale nie każdy odkryje w sobie artyzm… wtedy pozostaje mu być dobrym rzemieślnikiem.
Pisałaś o grafiku a nie fotografiku 😉 Co do fotografa i fotografika to zawsze były dyskusje. Kiedyś słowo fotografik nobilitowało. Znaczyło, że było się w elitarnym gronie artystów fotografów. Miano fotografa przynależało fotografowi rzemieślnikowi.
Zawsze zdania są podzielone, bo czy każdy kto robi meble jest stolarzem…? Podział między rzemieślnikiem a artystą to nic nowego. To było, jest i będzie i to prawie w każdej dziedzinie. Poza tym jeśli ktoś jest rzemieślnikiem i jest mu z tym dobrze, niech cieszy się swoim szczęściem. Artystom też nie będę żałować. Ja siebie nie mam potrzeby klasyfikować. Czy można być artystą w fotografii nie posiadając warsztatu?
hej,
każdy przechodzi taką drogę, lecz w dzisiejszych czasach, gdy wszystko dzieje się bardzo szybko, wszyscy chcą iść na skróty i zamiast porządnie odrobić lekcje z książką biorą się za kupno drogiego sprzętu i zabawę na maxa wszystkimi możliwymi suwaczkami, a później dziwią się, że nie ma efektów. Na efekty czeka się lata, bo wszystko wymaga czasu – można to troszkę przyśpieszyć lecz wtedy trzeba poświęcić dużo czasu.
Świetnie napisane !!!
pozdrawiam
łukasz
Sama prawda Łukaszu. Sam wiesz jak jest. Pewnych rzeczy nie można zrobić na skróty. Pompek też nikt za nas nie zrobi 🙂
Swietnie opisane doswiadczenie nauki o ‚malowaniu swiatlem’:) Ja fotografii uczylam sie formalnie, ale dobre zdjecia przyszly z doswiadczeniem, po wielu probach i bledach, ktore wciaz sie zdarzaja i zdarzac sie pewnie beda – tak jak ‚happy accidents’:) Ciekawe jest tez jak z wiekiem, ale pewnie i ze zmiana zainteresowan, zmienia sie nasze nastawienie do autoportretow z cyklu: tu bylem;) Pozdrawiam serdecznie!
Dziękuję za komentarz. Malowanie światłem bardzo dobrze do mnie przemawia. Co do własnych autoportretów to myślę, że to jednak nie przychodzi z wiekiem. To z obserwacji innych, nawet starszych ode mnie 🙂 Musi nastąpić jakaś zmiana. W dzisiejszych czasach boję się użyć sformułowania, że to zmiana na lepsze 🙂 A tak poważnie to chyba powiązane jest też z tym, czy mieć, czy być… Pozdrawiam serdecznie.
Fotografia to mój sposób na życie i największa pasja. Przywożę piękne zdjęcia z podróży, dalekich i bliskich. Na co dzień towarzyszy mi fotografia ślubna, reportażowa i komercyjna. Charakter i klimat zdjęć idą w parze z moją osobowością. Dobry fotograf umie patrzeć na świat i dostrzegać piękno tam, gdzie pozornie go nie widać, a z połączenia pasji, wiedzy i wrażliwości powstają najlepsze zdjęcia.